HOMOSEKSUALIZM U ZWIERZĄT

Homoseksualizm to temat o wiele bardziej kontrowersyjny, niż jest tego wart. Są ludzie, którym straszliwie przeszkadza nawet poruszenie tego zagadnienia, a co dopiero zajęcie w nim stanowiska niezgodnego z ich przekonaniami.

Sprawa jest tym bardziej skomplikowana, że ludzka i zwierzęca seksualność różnią się od siebie na tyle, że te pojęcia zaledwie w części się pokrywają.

Dlaczego tak jest? Odpowiedź jest prosta: zwierzęta nie są obarczone jak ludzie, dodatkowym, ogromnym i zupełnie niepotrzebnym bagażem religijnej i kulturowej moralności. Sfera ich seksualności nie została wypaczona przez dwa tysiąclecia powtarzania żałosnego ględzenia zakompleksionego neurotyka, czyli Pawła z Tarsu.

Na czym jednak te różnice polegają?

Seksualność zwierzęca

Dla ludzi seksualność to tylko kopulacja, czyli włożenie czego trzeba tam gdzie trzeba i ejakulacja. To ciasne rozumienie jest tak powszechne, zwłaszcza wśród mężczyzn, że doprowadza ono do istnych absurdów i straszliwych tragedii. Ileż to gwałtów, molestowań, przemocy seksualnej zostało zbagatelizowane, zduszone, zamiecione pod dywan tylko z tego powodu. Apogeum i ikoną tego spaczenia jest wynurzenie pewnego księdza, który ofierze swoich awansów powiedział: „dopóki nie ma wytrysku, nie ma grzechu”.

U zwierząt jest inaczej. Seksualność obejmuje całą paletę zachowań – i, jeśli dobrze się nad tym zastanowimy, jest to także właściwością ludzi, mocno jednakże zakopaną pod hałdami hipokryzji i pruderii.

Nauka, stając przed problemem obserwacji i klasyfikacji danych na temat seksualnych – w tym i homoseksualnych – zachowań zwierząt musiała z konieczności dokonać uściślenia różnych pojęć.

Sfera seksualności zwierzęcej w nauce jest więc rozumiana jako coś, co obejmuje naraz i z osobna: zaloty, przywiązanie, seks, kojarzenie się w pary i rodzicielstwo.

Zaznaczam to, żeby nie było nieporozumień. O tym, co dokładnie znaczą i jak wygląda sprawa homoseksualizmu w każdej z wyżej wymienionych sfer za chwilę. Najpierw jednak powróćmy do sprawy, która – nie wiedzieć, dlaczego – wydaje się dla wielu ludzi kontrowersyjna i podlegająca dyskusji.

Jak śmiesz mówić o homoseksualizmie u zwierząt?

To pytanie ciśnie się zapewne wielu na usta i sam fakt takiej kontrowersji jest dla mnie niepojętym przykładem ludzkiej ciemnoty.

Już Arystoteles, tak, TEN Arystoteles, którego wielbił Tomasz z Akwinu i na filozofii którego zbudował swoją, do dziś dogmatycznie obowiązującą w katolicyzmie filozofię – a więc ten Arystoteles wspominał o homoseksualiźmie wśród kuropatw i uważał hienę cętkowaną Crocuta crocuta za hermafrodytę, czyli obojnaka. Jakkolwiek Arystoteles, podobnie jak inni filozofowie starożytności często był na bakier z obserwowaniem rzeczywistości (hiena wszak hermafrodytą nie jest) to jakoś nie miał on problemu z uznaniem, że takie zjawiska w Przyrodzie występują.

W nowożytnej nauce pierwsze wzmianki o obserwacjach zachowań homoseksualnych u zwierząt wspomniał Georges-Louis Leclerc de Buffon w swoim monumentalnym dziele Histoire naturelle générale et particulière. Jego obserwacje potwierdził w swoich pracach brytyjski przyrodnik George Edwards.

W XIX wieku coraz śmielej – wraz z rozwojem biologii – pojawiały się doniesienia o kolejnych zwierzętach, u których zaobserwowano takie zjawiska. Alexandre Laboulmène w 1859 roku i  Henri Gadeau de Kerville w roku 1896 pisali o homoseksualnych owadach. Rok 1906 przyniósł kompleksową pracę Rollinata i Trouessanta o homoseksualizmie wśród nietoperzy. Niemiecki uczony Ferdinand Karsch w 1900 roku miał już na tyle materiału, że pokusił się o napisanie ogólnego przeglądu dotychczasowo zaobserwowanych zachowań homoseksualnych u zwierząt.

Nie trzeba było długo czekać, żeby dała o sobie znać ciemnota na wskroś zbrodniczego światopoglądu wiernych owieczek Jezusa. Uległo temu wielu naukowców i rozpatrywało coraz częstsze obserwacje tego typu jako przejaw „odstępstwa od normy”, „patologii”, „wypaczenia”. Doszło do tego, że w latach bodajże 50-tych XX wieku testowano… skuteczność lobotomii w „leczeniu” homoseksualizmu u kotów.

Nasuwa się pytanie: skąd się to bierze, ten wściekły sprzeciw wobec rzeczywistości? Sprawa jest oczywista dla każdego, kto choć trochę zna idiotyczne podejście chrześcijaństwa do tematyki seksualności w ogóle, a homoseksualizmu w szczególności.

A więc zwierzęta, według tego światopoglądu nie mają prawa być homoseksualne, a to dlatego, że homoseksualizm jest straszliwym złem i grzechem, a skoro bóg stworzył zwierzęta, nie mógł ich zrobić homoseksualistami, bo stałby się autorem grzechu, który sam potępia.

Naukowcy przytłoczeni przez potęgę chrześcijańskiego kołtuństwa ukryli więc swoje obserwacje w specjalistycznych pracach naukowych, dostępnych tylko dla hermetycznego świata specjalistów.

Jakiś czas temu napisała do mnie oburzona czytelniczka, pytając mnie, jakim prawem twierdzę, że wilki praktykują homoseksualizm, skoro w pracach Henryka Okarmy nie ma o tym wzmianki. I nic dziwnego! Bo jak można pisać lub choćby wzmiankować o „takich rzeczach” w kraju, którym niepodzielnie władają biskupi, leśnicy i myśliwi? Jak można pisać o tym w kraju, w którym biologia przez cały długi okres PRL-u była biologią utylitarnego badania „przydatności zasobów”, i wilka także traktowała jako „zasób łowiecki”?

I gdy w Polsce strach przed wszechwładzą katolickiego kołtuństwa mrozi wszelkie głosy sprzeciwu, w nauce światowej już od blisko pół wieku trwa proces zmiany sposobu patrzenia na Przyrodę.

Pozwólcie, że przewietrzę ten artykuł z niemiłego, chrześcijańskiego smrodu cytatem z monumentalnej pracy Biological Exuberance. Animal Homosexuality and Natural Diversity kanadyjskiego biologa Bruce’a Bagemihla:

Więcej niż 15 lat wcześniej (chodzi o lata 70-te XX wieku – przypis) Robert Stephenson, biolog z Alaska Department of Fish and Game, oraz Robert Ahgook, inuicki łowca z plemienia Nunamiut napisali wspólną pracę o ekologii i zachowaniach wilków. Zwrócili oni uwagę na fakt, że spojrzenie rdzennych mieszkańców na wilki obejmuje wysoko rozwiniętą koncepcję elastyczności i indywidualności zachowań tych zwierząt; koncepcję, która dopiero zaczyna zdobywać uznanie wśród zoologów. „W rezultacie ogromnego doświadczenia w obserwacji niezliczonych przykładów zachowań Inuici zinterpretowali wilka w szerszych, o wiele bardziej złożonych ramach, niż to dotychczas miało miejsce we współczesnej nauce. Ich dogłębna, biorąca się z cierpliwej, pokornej obserwacji wiedza ukazała im, że zdolność adaptacyjna i nieodłączna wilczym zachowaniom elastyczność dorównuje ludzkiej.” Międzykulturowa praca tych dwóch badaczy wskazuje, że zachodni naukowcy powinni przyjąć taki rodzaj myślenia jako podstawowy. Jest to tym bardziej wskazane tam, gdzie w grę wchodzą sprawy homoseksualizmu i transpłciowości, gdyż stanowią one uosobienie tej własnie elastyczności adaptacyjnej zachowań w świecie Przyrody.

Mamy w tym cytacie odpowiedź na pytanie: jak śmiem mówić o homoseksualizmie u zwierząt. Przyroda jest jedną, wielką afirmacją zdolności do przystosowania się i na tejże zdolności zbudowała swoją różnorodność. Ta właśnie zdolność jest u każdego stworzenia bezwzględnie, bezkompromisowo i codziennie testowana Prawem Doboru Naturalnego. Homoseksualizm jak i wiele, wiele innych zachowań „odstępujących” w oczach ludzi „od normy” jest tym, czego należałoby oczekiwać w Przyrodzie rządzącej się takimi zasadami.

Ale o czym my tu mówimy, skoro w Polsce nadal powszechnie wierzy się, że to bozia stworzyła zwierzaczki, żeby stanowiły zasób do poużywania dla człowieka? O czym my tu mówimy w kraju, w którym wciąż są utytułowani naukowcy, którzy nie mają żadnych oporów przed tym, żeby zakładać kapelusiki i inne egzotyczne gacie myśliwskiej mafii i uczestniczyć w ich zbrodniach?

Oto przeszło półtora wieku temu Karol Darwin, kiedy pojął, czym jest i jak działa Prawo Doboru Naturalnego, kiedy zrozumiał, czym jest Przyroda i fakt ewolucji gatunków, przestał strzelać do zwierząt – choć wcześniej, jako typowy przedstawiciel angielskiej arystokracji gustował w takich „zabawach”. W dodatku do końca życia za swój największy błąd uważał i straszliwie żałował tego, że jako młody chłopak zadręczył psa.

Angielski ziemianin doszedł do tego w czasach, kiedy jeszcze nie było nawet żarówek – a polscy kołtuni XXI wieku nadal tego nie potrafią.

Zachowania homoseksualne

Seksualność u zwierząt wyraża się po pierwsze w zachowaniach i rytuałach godowych. Mogą to być specyficzne ruchy, czasami wręcz tańce, wydawanie odpowiednich głosów, postawy ciała i wiele, wiele innych czynności, które podejmują zwierzęta, żeby zwrócić na siebie uwagę potencjalnego partnera.

Blisko 40% zachowań homoseksualnych, które zaobserwowano w świecie zwierząt zaliczało się właśnie do zachowań godowych względem osobników tej samej płci. I choć nie są to zachowania otwarcie seksualne, czyli – brutalnie rzecz ujmując, nie dochodzi podczas nich do stymulowania genitaliów – to ich erotyczny kontekst jest oczywisty. Zachowania takie prowadzą często do podniecenia i nierzadko dzieje się później „coś więcej”.

Obok zachowań godowych obserwujemy też takie, które są wyrazem głębokiego przywiązania dwóch osobników. Na przykład wśród nietoperzy z gatunku rudawka szarogłowa Pteropus poliocephalus zwyczajową oznaką wielkiego przywiązania jest pielęgnacja sierści i lizanie się nawzajem. Czynią tak pary heteroseksualne, ale też – nierzadko – pary osobników tej samej płci.

Na marginesie chciałbym powiedzieć, że wielu kołtunów i hipokrytów uważa, że takie zachowania nie są żadnym dowodem na homoseksualizm wśród zwierząt, bo to „tylko” oznaki przywiązania. No to ja się pytam, czemu ci sami kołtuni i hipokryci, gdy widzą, dajmy na to, namiętnie całujących się chłopaków – nie mają żadnego problemu z zaklasyfikowaniem ich orientacji?

Nota bene, namiętne, homoseksualne pocałunki również zaobserwowano w świecie zwierząt: u słoni, rezusów, makaków, manatów karaibskich, morsów, zebry górskiej i świstaka siwego.

Jednak 95% ssaków i ptaków ma „zarezerwowaną” do celów erotycznych pozycję, zwaną w języku polskim „pokrywaniem”, kiedy to jeden osobnik wspina się od tyłu na drugiego i odpowiednimi ruchami stymuluje swoje genitalia. Takie to „pokrywanie” jest powszechnym wśród zwierząt zachowaniem seksualnym, które nie zawsze musi się kończyć kopulacją. Kiedy jeden osobnik wspina się od tyłu na osobnika tej samej płci i robi sobie dobrze – otóż jeśli to nie jest homoseksualizm, to nie wiem, co mogło by nim być. Co więcej, większość ludzi deklarujących się jako homoseksualiści w przeciwnym wypadku by się do tego miana nie kwalifikowało, albowiem ankiety pokazują, że pary jednopłciowe u ludzi rzadko gustują w analnych stosunkach.

Ale co tam! U orangutanów, makaków królewskich, bizonów amerykańskich i owiec kanadyjskich zaobserwowano również i takie właśnie, pełne analne stosunki dwóch samców. Co więcej, homoseksualne samice orangutana radzą sobie przy pomocy palców, samice bonobo wprowadzają łechtaczkę w stanie wzwodu do pochwy partnerki a delfiny butlonose – płetwę ogonową.

Przejdźmy do sprawy kojarzenia się par. Świat zwierząt prezentuje pod tym względem nieograniczoną kreatywność. A więc są pary homoseksualne, które praktykują pokrywanie, a są takie, którym wystarczą przeróżne, namiętne i jak najbardziej erotyczne oznaki przywiązania. A często jedno i drugie.

A co z rodzicielstwem i wychowaniem potomstwa? Zwierzęcy geje i lesbijki rozwiązują to rozmaicie. Częste jest, że jeden z partnerów – lub obydwaj – płodzą potomstwo w zwyczajnym stosunku heteroseksualnym, po czym zrodzone w ten sposób potomstwo… wychowują już razem z partnerem homoseksualnym. W takim wypadku traktują osobnika płci przeciwnej jako jedynie donatora nasienia lub – odpowiednio – surogatkę. Tak jest np. u niedźwiedzi grizzly lub lisów. Z kolei np. pary gepardów – gejów poszukują i przygarniają zagubione lub porzucone młode.

Co więcej, zaobserwowano, że tacy homoseksualni rodzice w niczym nie ustępują tym heteroseksualnym, a nawet niekiedy ich przewyższają. Zaobserwowano to u łabędzi czarnych Cygnus atratus, gdzie dwaj partnerzy są w stanie, dzięki połączonym siłom dwóch samców – zdobyć i obronić lepsze terytorium, a tym samym zapewnić potomstwu lepsze warunki.

A co z wilkami?

Przenajświętszy dogmat wiary narodu polskiego, dogmat, któremu pod karą śmierci nie wolno zaprzeczyć choćby w myślach głosi, że wilk, jako chwalebny symbol nie mniej przenajświętszych „żołnierzy wyklętych” nie ma prawa być homoseksualistą, bo kalałby w ten sposób świętość tego, na czego narodowy symbol miał zaszczyt być wybranym.

A tymczasem zaobserwowano u wilków takie kwiatki, jak… trójkąciki czy raczej łańcuszki miłosne, gdzie jeden wilk pokrywał wilczycę i w tym samym czasie był pokrywany przez innego wilka.

Cechą charakterystyczną wilczego homoseksualizmu jest to, iż jest on w zasadzie zarezerwowany dla panów. Nie zaobserwowano – jak dotąd – takich zachowań u wilczyc.

Spotkałem się z kłamliwą propagandą, głoszoną przez niektórych dyletantów, jakoby pokrywanie się wilków było wyrazem agresji i dominacji, a nie erotycznego uniesienia. Nie jest to prawdą, gdyż u wilków zachowania związane z dominacją i ustalaniem rangi są zupełnie inne i obejmują całkiem sporą część bogatego, wilczego „słownika”, w którym każde ustawienie uszu, kierunek spojrzenia, sposób ułożenia ogona (a tylko tych sposobów jest jedenaście!) ma precyzyjnie określone znaczenie. Sprawa ustalania rangi jest rozwiązywana na drodze symulowanej walki, wymiany pogróżek, rywalizacji o lepsze kąski i kolejność przystępowania do jedzenia czy – wreszcie – dostępu do możliwości odbycia heteroseksualnego stosunku.

Co więcej, u wilków nie ma podziału na partnera, który pokrywa i na tego, który jest pokrywany – wilki zamieniają się ze sobą rolami.

Znaczący wzrost zachowań homoseksualnych u wilków ma miejsce w okresie godowym w drugiej połowie sezonu zimowego i odbywają się one równolegle z klasycznymi zachowaniami godowymi, zmierzającymi do kopulacji i zapłodnienia.

U wilków silnie występuje zjawisko tzw. supresji reprodukcyjnej. U ludzi to samo zjawisko nazywa się kontrolą urodzeń. Polega ono na tym, że stado, jako całość, może sobie pozwolić na wychowanie tylko jednego miotu szczeniąt w roku. Tym samym dostęp do wilczycy, która w danym roku ma zostać matką jest wybitnie ograniczony. Dominujący wilk w brutalny sposób przerywa heteroseksualnym parom, które by próbowały ze sobą współżyć – blisko 1/4 zaobserwowanych prób kopulacji była przerywana w ten sposób. Częściej jednak zdarza się, że wilczyca, do której próbuje się dobierać któryś z wilków okazuje obojętność, a jeśli to nie skutkuje, odpędza niedoszłego kochanka.

Zaobserwowano wreszcie, że w ogromnej większości przypadków wilki niższej od przywódcy rangi nie próbują – nawet gdyby mogły! – pokrywać wilczyc, preferując erotyczne zabawy z kolegą. Shaun Ellis, brytyjski badacz, który zdołał wejść do wilczego stada, opisał przypadek, kiedy to sam doświadczył, jak podniecony wilk wspinał się na niego od tyłu. Sodoma i Gomora…

Jednak trzeba zaznaczyć, że zjawisko kontroli urodzeń u wilków jest bardzo złożone, zależne od wielu czynników: społecznej specyfiki danego stada, jego aktualnego środowiska, indywidualnych predyspozycji fizjologicznych i psychicznych konkretnych wilków. Rola tych czynników, ich sposób oddziaływania na sprawy seksualne są wciąż bardzo słabo zbadane.

Tytułem już tylko ciekawostki dodam, że 8%, a więc wcale niemała część obserwowanych wilczyc – matek uprawiało seks poza okresem godowym. A ponieważ samiec wilka również podlega cyklowi rozrodczemu i poza okresem godowym jest bezpłodny, stosunki te w oczywisty sposób nie służą prokreacji. Zdarza się też tzw. odwrotne pokrycie, kiedy to samica wspina się na swojego partnera. Co więcej, wilki kopulując uskuteczniają wiele stosunków, więcej, niż to jest konieczne do zapłodnienia i często pozostają w zespoleniu o wiele dłuższy czas niż trzeba. Wreszcie, wiele stosunków odbywa się bez penetracji. Co więcej, jako że większość osobników w stadzie jest zwykle ze sobą spokrewniona, a wręcz jest rodzeństwem, to takie bezpłodne stosunki odbywają się także między bratem a siostrą, no i oczywiście – między braćmi także. Czego to wszystko dowodzi? Że wilki, w oczywisty sposób olewając teologię chrześcijańską uprawiają seks dla przyjemności. Nic zatem dziwnego, że nie wzdragają się uprawiać stosunków homoseksualnych.

Ja natomiast spieszę przypomnieć owieczkom owczarni bożej, iż święty papież Leon Wielki nauczał, że każdy – każdy! – stosunek seksualny jest grzechem. Nawet ten odbywający się w misjonarskiej pozycji w łożnicy sakramentalnie poślubionego małżeństwa. Nawet ten bez kondoma. A to dlatego, że małżonkowie, lubo spełniając nakaz pomnażania owczarni bożej, doznają grzesznego uczucia przyjemności i winni się z tegoż wstrętnego bezwstydu wyspowiadać.

Na koniec dodam, że wedle tradycji rdzennych Amerykanów, ale także rdzennych mieszkańców Syberii nie tylko nie potępiano homoseksualizmu, ale uznawano osoby go reprezentujące za posiadaczy „dwóch dusz”. Osoby takie widziano jako naturalnie predysponowane do głębszego kontaktu z Przyrodą: skoro mogą w sobie połączyć pierwiastki różnych płci, mają też moc łączenia nieba z ziemią, świata duchowego z materialnym, świata Przyrody – ze światem ludzi. Ludzie tacy często stawali się szamanami i duchowymi przewodnikami i – w wielu plemionach – jako swojego ducha opiekuna wzywali właśnie wilka. Tak jest np. w tradycji ludu Tolowa (rodzina plemion atabaskańskich), u Czejenów czy rdzennych mieszkańców wyspy Sachalin. W tradycji tych ludów wilk jest jednym z czołowych uosobień homoseksualizmu.

Biorąc pod uwagę wspomniane wyżej, ogromne doświadczenie takich rdzennych mieszkańców w obcowaniu i obserwacji Przyrody, także takich tradycji nie sposób zignorować w myśleniu o zwierzętach – w tym i o wilkach. Myślę, że i nasi przedchrześcijańscy przodkowie, gdyby powstali z przysypanych wiekami przymusowej chrystianizacji grobów, mogliby wiele na ten temat powiedzieć. Tradycje takie niosą przesłanie i nadzieję uzdrowienia dla zdegenerowanej przez chrześcijaństwo kultury i myśli europejskiej.

Podsumowanie

Przyroda, co niejednokrotnie podkreślałem, w głębokim poważaniu ma ludzką moralność religijną. Co więcej, obraża ją w tak oczywisty sposób, że każde nowe odkrycie w tej dziedzinie przez długi czas było cenzurowane, ukrywane, pomijane. I choć dzisiaj w nauce porzucono tego typu praktyki, to w Polsce, co haniebne, nadal panuje cnotko-niewydymkowy światopogląd zakłamanych, buzujących wstrzymywaną spermą samców. Dowód?

Próżno szukać jakiegokolwiek artykułu naukowego na temat homoseksualizmu u wilków w języku polskim. Podczas, gdy anglojęzyczna zoologia rozpisuje się o takich sprawach bez oporu, w Polsce co najwyżej przypomina się bzdury o tym, jakoby wilki zawierały „małżeństwa” na całe życie.

Dlatego muszę z żalem odesłać wszelkich spragnionych większej ilości informacji do publikacji naukowych w językach obcych, w tym angielskim i niemieckim. Fundamentalną pracą jest wspomniane, monumentalne dzieło Biological Exuberance. Animal Homosexuality and Natural Diversity autorstwa dra Bruce’a Bagemihla. Znajdziesz tam również bogatą bibliografię podzieloną tematycznie w zależności od tego, o jakiej rodzinie zwierząt jest mowa.

Przypomnę jednak, że wilki są wciąż zwierzętami mało poznanymi, a wiele z tego, co o nich wiemy wynika z obserwacji stad znajdujących się w większej lub mniejszej niewoli, co każe przypuszczać, że w warunkach stuprocentowo naturalnych sprawy mogą wyglądać nieco inaczej. Nocny tryb życia, ogromna czułość zmysłów, pozwalająca wykryć usiłującego dokonać obserwacji naukowca nawet z odległości czterech kilometrów – to wszystko znacznie utrudnia pełne poznanie wilczych zwyczajów. To jednak, co już wiemy jest znaczące, i mocno podważa pruderyjną, wiktoriańską wizję świata zwierząt.

Purytański strach przed tym, że ludzie, wzorując się na Przyrodzie zaczną uprawiać seks (hetero- i homoseksualny) wyłącznie dla przyjemności wynika ze strachu rządzących ludźmi przywódców tak religijnych, jak świeckich, że zabraknie im mięsa armatniego do wysyłania na śmierć i ochrony ich nabrzmiałych od nadmiaru bogactwa tyłków. Aby taki cel osiągnąć, cenzuruje się naukę, wpływa na to, co jest, a co nie jest publikowane i co z tego jest dostępne szerzej, a do czego dokopać się trudno.

Przyroda nie zna takich absurdalnych więzów. Może dlatego, że u wilków przywódcą stada zostaje najzdrowszy, najinteligentniejszy i najmądrzejszy, podczas gdy u ludzi do władzy pchają się wyłącznie idioci. Może dlatego, że wilki i inne zwierzęta cały wysiłek życia kierują na zapewnienie sobie szczęścia, podczas gdy ludzie muszą jeszcze uważać na „wartości chrześcijańskie”, „narodowe”, „humanistyczne”. Wreszcie jest tak może dlatego, że wilk kiedy walczy, to walczy o przetrwanie, podczas gdy ludzie wojny toczą o nic nie warte religijne, filozoficzne czy inne, wydumane frazesy. I w imię tych frazesów, zresztą nielicznie w Biblii występujących, potępiają homoseksualizm – zjawisko, które dla zwierząt i Przyrody jest czymś w pełni normalnym.

Dobrze jest być normalnym – o ile normy dla tej normalności będzie ustalała Przyroda a nie zmurszałe słowa błąkających się po pustyni koczowników sprzed tysięcy lat.

Jeśli uważasz, że to, o czym tu piszę jest ważne, dobre i potrzebne, możesz wesprzeć działanie strony, zostając naszym Patronem przy pomocy patronite.pl

Social Share Buttons and Icons powered by Ultimatelysocial